wtorek, 1 września 2015

Rozdział III "Srebrzysty Smok"

                Śpiący mężczyzna obudził się nieco przestraszony. Na widok Vladimira wstał i zdjął beret.
-Czym mogę panu służyć, panie profesorze?- zapytał mężczyzna, schylając głowę przed Vladimirem.
-Proszę nas podwieźć do „Srebrzystego Smoka”!- odparł Vladimir.
-Oczywiście, panie!- odpowiedział starzec, schylając się jeszcze niżej.- Którym powozem panowie sobie życzą?
-Zwykłym. Nie mam ze sobą zbyt wiele pieniędzy, a musimy jeszcze załatwić kilka spraw.- odpowiedział Vladimir.
Starzec niemal na palcach podbiegł do miejsc przeznaczonych dla koni, a Vladimir poprowadził Gellerta do powozu i pomógł mu wejść. Kiedy Gellert już siedział, spojrzał na to co robi starzec. Zdumiał się widząc, że zachowuje się tak jakby prowadził konia i przypinał go do powozu, jednak żadnego konia nie było. Więc co on prowadził? Gellert poczuł wielką ekscytację.
-Czy te powozy ciągną jakieś niewidzialne konie?- zapytał Vladimira z wyraźnym podnieceniem w głosie.
-Te powozy ciągną testrale. To takie stworzenia przypominające konie, ale niewidoczne dla zwykłych ludzi.- odpowiedział Vladimir.
-Dla zwykłych ludzi?- zapytał Gellert z lekką irytacją w głosie. Pomyślał przecież ja jestem niezwykły, jestem czarodziejem!
-Mogą je zobaczyć tylko ci, którzy byli świadkami czyjejś śmierci.- odpowiedział Vladimir zupełnie tak, jakby wiedział, co Gellert pomyślał. Wiedział? Nie. Nie mógł wiedzieć. Pewnie tylko się domyślał, niepotrzebnie dał po sobie znać taką irytację. Odwrócił się. Nie odzywał się już ani słowem, tylko patrzył na miasto.
Minęła blisko godzina, aż wreszcie powóz zatrzymał się przed jednym z budynków. Był to ostatni budynek przed wyjazdem z miasta. Domy w tej jego części były małe i niskie, niczym nie przypominały tych kilkupiętrowych kamienic z centrum. Niemal wszystkie zbudowane były z drewna, niektóre wyglądały tak, że chyba tylko magia powstrzymywała je przed zawaleniem się. Gellert zwrócił uwagę na kuźnię, w której młot kuł żelazo sam, bez pomocy ludzkiej ręki. Zatrzymali się przed największym z tutejszych budynków i chyba najbardziej zadbanym. Była to wysoka, trzypiętrowa budowla pobudowana z cegły. Miał mnóstwo okien, a drzwi przypominały gotycki portal. Nad nimi piętrzył się wyciosany na kamiennej tabliczce napis Zajazd pod Srebrzystym Smokiem. Vladimir zapłacił woźnicy, po czym powóz odjechał.
-Proszę, wejdź pierwszy.- powiedział Vladimir otwierając Gellertowi drzwi.
                Wewnątrz zajazd wyglądał jak zwyczajna karczma- rozstawionych było kilka stołów różnego rozmiaru, przy końcu izby stała drewniana lada, a obok niej scena. Ściany były białe, podobnie jak budynek od zewnątrz. Na ścianie wisiało koło sternicze, trzy portrety czarodziejów (Gellert rozpoznał, że na pewno nie były to portrety mugolskie, bo postacie na nich się ruszały) i bardzo dziwny, wielki zegar z jedną tylko wskazówką, a wokół jego tarczy wypisane były różne stany emocjonalne, które przechodził zapewne karczmarz… Aktualnie wskazówka skierowana była na gotowość do działania. Przy samej ścianie stały prowadzące na górę schody, a zaraz za nimi futryna, za którą znajdowały się kolejne schody, prowadzące na dół. Za ladą stał karczmarz- niski, gruby i łysy mężczyzna z czarnymi, krzaczastymi wąsami ubrany w białą koszulę i zieloną kamizelkę. Czyścił on ścierką blat lady, na której stała tacka z dwiema szklankami, do których butelka sama nalewała piwo. Kiedy skończyła, tacka ze szklankami wzniosła się w powietrze i poszybowała na stół, przy którym siedziało dwóch czarodziejów grających w karty. Gości aktualnie zbyt wielu nie było. Poza dwójką wspomnianych czarodziejów był jeszcze jeden, stary mag siedzący przy pojedynczym stoliku. Początkowo zwrócił on uwagę Gellerta, bo wyglądał jakoś dziwnie, tak jakby…mrocznie. Miał długie, kruczoczarne włosy trójkątną twarz i czarną pelerynę, ale największą uwagę przyciągały jego oczy wyglądające jak oczy wiedźmy- wąskie i z pomalowanymi na czarno powiekami. Pochłonięty był lekturą jakiejś książki. Obok niego leżał dosyć duży bagaż. Podeszli do karczmarza.
-Dzień dobry, Jakubie. Czy mógłbyś uraczyć mnie i mojego towarzysza śniadaniem? Chciałbym także wynająć pokój dla tego oto młodzieńca. Pomieszka u ciebie do końca wakacji, zanim nie uda się do Durmstrangu.- zagadnął barmana Vladimir.
-Ależ nie ma najmniejszego problemu.- odpowiedział z uśmiechem karczmarz.- Zaraz przyniosę panom śniadanie, proszę usiąść. A wolny pokój też się z całą pewnością znajdzie.
Vladimir poprowadził Gellerta do stołu przy którym usiedli. W zadziwiająco szybkim tempie poszybowały do nich owsianka i szklanki z sokiem owocowym. Gellert dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak bardzo był głodny, przecież nie jadł śniadania, tak szybko opuścili sierociniec. Zjadł wszystko, nie wypowiadając ani słowa. Kiedy obaj się już najedli, Vladimir wyjął z kieszeni kartkę papieru, którą podał Gellertowi.
-Proszę, oto lista przedmiotów których będziesz potrzebował w szkole. Będziesz musiał się w to wszystko zaopatrzyć. Wypisałem też ceny, po jakich wszystkie te przedmioty można kupić w tym mieście. Problem będzie tylko z różdżką, bo na Węgrzech nie ma żadnego wytwórcy różdżek, będziesz musiał zatem nabyć ją za granicą. Spytaj karczmarza, na pewno udzieli ci pomocy. Teraz spójrz- tu Vladimir wyjął z kieszeni trzy monety- jedną złotą, jedną srebrną i jedną brązową.- Te złote to galeony, srebrne to sykle, a brązowe to knuty. Jeden galeon to siedemnaście syklów, a jeden sykl to dwadzieścia jeden brązowych knutów. Te monety możesz sobie zatrzymać, ale to wszystko co mogę dla ciebie zrobić. Do 1 września pozostał jeszcze ponad miesiąc. Sam będziesz musiał zarobić sobie na te wszystkie przedmioty. Poszukaj w mieście pracy, na pewno ktoś cię zatrudni. Taki jest wymóg Durmstrangu- musisz się nauczyć samodzielności i prawdziwie zahartować swoje ciało i swojego ducha.
Gellert nawet nie zdążył nic powiedzieć. Vladimir wstał szybko od stołu, zapłacił karczmarzowi, po czym…zniknął, zupełnie tak samo jak nocą.
                No to pięknie. Jest zostawiony samemu sobie i musi zarobić na akcesoria do szkoły. Zerknął na kartkę, jaką przekazał mu Vladimir.
Wszyscy studenci pierwszego roku powinni posiadać:
Magiczną różdżkę (11 galeonów)
Szatę roboczą (1 galeon, 18 syklów, 12 knutów)
Szatę ceremonialną (16 galeonów, 13 syklów, 15 knutów)
Standardowy zestaw do ważenia eliksirów (w sumie 23 galeony, 12 syklów, 16 knutów)
Podręczniki:
Standardowa Księga Zaklęć I Poziom (2 galeony, 20 syklów)
Teoria Magii Obronnej (18 galeonów, 12 syklów, 9 knutów)
Ciemne moce (22 galeony, 8 syklów)
Dodatkowo, każdy uczeń może posiadać sowę, kota lub ropuchę.
Z wyrazami poważania,
Daniel Arsen, zastępca dyrektora.

Świetnie! No i skąd ja mam zarobić tyle pieniędzy w tak krótkim czasie?- pomyślał Gellert. Wstał od stołu, odebrał od karczmarza klucz od pokoju, po czym poszedł na górę, wszedł do wynajętej mu przez Vladimira izby i położył się na łóżku. Leżał i rozmyślał.

-Przecież to niemożliwe żebym zgromadził tyle pieniędzy w tak krótkim czasie. Musiałbym chyba znaleźć jakiś ukryty skarb, albo obrabować bank… A może, jest jeszcze inne rozwiązanie…

Przypominam, że opowiadanie posiada fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/dlawiekszegodobra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz